piątek, 19 września 2014

Już jesteśmy miesiąc po więc emocje trochę opadły.. ale mam już zdjęcia! nie wszystkie ale są!

W sobotę od rana przygotowania. Zaczęliśmy od fryzjera- do tej pory nie rozumiem, dlaczego miałam być pierwsza, jakieś widzimisię fryzjerki bywa. Fryzura była nieziemska! Jedyny jej minus jest taki że trochę się rozsypywała ale już na sali więc wszystko spoko :) Moje włosy są straszne więc, biorąc pod uwagę ulewę, taniec, problemy z welonem trzymała się naprawdę dzielnie! Moja rodzinka oczywiście rano biegała przypominając sobie o czymś co nagle wydawało im się bardzo potrzebne np Roger przestraszył się że będzie musiał z każdym tańczyć, więc wymyślił sobie wkładki ortopedyczne i biegał po sklepach  nie znając języka i miasta. Rodzice pojechali jeszcze na salę dokończyć niespodziankę, a ja ze świadkową udałam się do kosmetyczki:) Makijaż świetny! trzymał się jeszcze na poprawinach! Wow! Nawet łzy wzruszenia go nie rozmazały! Reszta się czesała- mam nadzieję,że też byłyście zadowolone :) Mama jak zwykle spóźniona, a my spokojnie poszłyśmy do domku się przebrać. Bez pośpiechu, bez lęku, z ładną pogodą w miarę za oknem (trochę chwilę kropiło, ale wkrótce przestało)

Ubrałyśmy się, założyłam podwiązkę, moje turkusowe buty i Dominika przypięła mi welon. I trochę nerwy się zaczęły, ale nie tak bardzo :) Czekaliśmy wszyscy na Mamę.




i odbyło się błogosławieństwo.

a później sesja :) w oczekiwaniu na ślub :)






A potem zaczęło lać. Przeraźliwie lać. Szybko wskoczyliśmy do samochodu. Błażej ratował  nas parasolką.; I podjechaliśmy pod kościół. Na miejscu pogoda nieco się uspokoiła, więc spokojnie mogliśmy przywitać się z gośćmi :) Ustawiliśmy się w nawie kościoła i nagle panika. Masakra. Nie wiem czy wszyscy tak sie czują w dniu slubu, ale nigdy tego nie zapomnę. Ksiądz do Nas podszedł i mogliśmy ruszyć. Nie wiem czy to było widać, ale byłam sparaliżowana.  Chciałam tylko dojść do swojego miejsca. Oczywiście byłam również mega szczęśliwa, podekscytowana, ale  nie wyobrażacie sobie tych wszystkich uczuć, które się przewinęły. Dziewczyny śpiewały. I się zaczęło :) 
Złożyliśmy przysięgę, nałożyliśmy sobie obrączki.
Podpisaliśmy dokumenty.
Staliśmy się mężem i żoną:)


Po drodze gubiłam welon w kościele (aż 2 razy! mam nadzieję że nikt nie zauważył!)
Zamieszanie było z wyjściem- nie mieliśmy klasycznych organów na wyjście i ludzie nie zrozumieli- kazali Nam czekać!A ja tłumaczyłam to już to ta pieśń! Mamy wyjść! :)
A przed kościołem ściana deszczu i przy wejściu kłębił się drugi ślub. Zamieszanie nie małe wynikło.
Znajomi Nam gratulowali! była Mery z Rafałem z Olsztyna! :) i największym najlepszym zaskoczeniem był Krawczan ever! Nigdy nie cieszyłam się tak na jego widok! Było mnóstwo, mnóstwo znajomych których, bym się nie spodziewała :) no i był mój ojciec z żoną z kwiatkami. Pokazali się i poszli. I dobrze;p 
Orszaku nie było, bo deszcz skutecznie przeszkadzał. Za to były bramy. Fuuu. Pijaczki, pijaczki i jeszcze raz pijaczki. Jedna babka w kościele pozwoliła sobie do Nas podejść i zaczęła że jest była moją sąsiadką, ale że jej nie pamiętam. Pamiętam moich sąsiadów nawet ze bardzo młodych lat do tej pory czasem utrzymujemy kontakt, więc to był wkręt zdecydowanie, bo wódeczka do obalenia się znalazła. Kwiaty cmentarne jakieś sztuczne dostaliśmy za to. Straszne. 
Ale wracając do tematu ślubu :) byliśmy już zmęczeni i bardzo bardzo mocno szczęśliwi:)
Na salę zostałam wniesiona! i widać moje turkusowe buciki!


 i przywitała Nas niespodzianka!


C.D.N.